Mo-Tka, Warszawa, 02.01.2014
Parę lat już na tym świecie żyję i obserwuję że każde następne pokolenie jest coraz słabsze biologicznie.
Jest to m.in skutkiem rozwoju techniki /zamiast 2- 3 godzin gry w piłkę 4-5 godzin gry na komputerze/ ale również żywności.
W żywności coraz więcej antybiotyków, hormonów, barwników, polepszaczy, konserwantów i całej masy innego świństwa. Powoduje to zwiększenie alergii, zaburzeń przemiany materii aż do chrób nowotworowych.
Na szczęście mamy jeszcze firmy /często małe, rodzinne/ które starają się oprzeć tej tendencji i jak mogą tak stosują jak najbardziej tradycyjne metody produkcji. Nasza żywność zdobywa uznanie na całym świecie, jest coraz chętniej kupowana.
Ale szczęście nie może trwać długo, urzędnikom to się nie podoba. Wprowadzili zakaz wędzenia mięsa dymem.
Rozumiem że ślimak może być rybą, marchew owocem ale co zrobić z dymem? To proste dodamy chemii.
Wykończymy tradycyjne wytwórnie wędlin, zwiększymy bezrobocie, ograniczymy eksport, zlikwidujemy tradycję i przejdziemy na przemysłowo-chemiczną papkę.
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu że nie istnieją granice zidiocenia.W tym jednak przypadku zastanawiam się czy to czysta głupota czy świadome działanie. Być może chodzi o zlikwidowanie administracyjnymi metodami gwałtownie rozwijającego się naszego rynku / tak jak było z cukrem, mlekiem a także np. stoczniami/.
Dbanie o interesy narodowe to ciężka praca a do tego nie są stworzeni nasi urzędnicy.
Trochę chyba cofamy się w rozwoju bo niedługo aby zjeść wędzoną szynkę lub kiełbasę to będziemy musieli uwędzić sobie sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz